O ulubionych drinkach sław
Autorem artykułu jest Tomasz Galicki
O tym, że Ernest Hemingway napisał opowiadanie ,,Stary człowiek i może”, jak również że jest autorem kultowej powieści ,,Komu bije dzwon”, nagrodzonej Noblem literackim, uczymy się już w szkole.
Natomiast w nieco starszym wieku odkrywamy uroki tego, co towarzyszyło artyście podczas pracy pisarskiej. Gdy w 1928 roku, wraz z żoną zamieszkał na Kubie,
w miejscowości San Francisco de Paulagdzie odkrył urokliwe bary, gdzie serwowano jego ulubiony drink, daiquiri, a także ukochane przez wyspiarzy mojito. W tak miłych okolicznościach przyrody powstawała więc klasyka literatury – jeśli aktualnie ktoś szuka natchnienia, można spróbować zwiedzić miejsca, gdzie siadywał Hemingway. I dzierżąc szklankę w dłoni, snuć opowieści o życiu, ludzkim losie i przewrotności zdarzeń… Mniej refleksyjny zdawał się pewnie reżyser Alfred Hitchcock, który w filmach straszył nowatorskimi środkami wyrazu i psychozą horrorów, a prywatnie nie stronił od różnorakich uciech. Uwielbiał ponoć imprezy do rana, długonogie blondynki, dobre jedzenie, jak również wino jabłkowe, które popijał przy każdej chwili artystycznego triumfu. Chwil tych nie brakowało. Swoje ulubione białe wino sprowadzał Hitchcock ze Szwajcarii, z miasteczka Saint Moritz. Dla gości miał przeznaczone inne butelki, sam popijał preferowaną markę, twierdząc, że nie dzieli się, bo nie chce marnować znakomitego trunku…. Z kolei zdecydowanie mocniejsze alkohole promował aktor Humphrey Bogart, który zmarł, mając zaledwie pięćdziesiąt sześć lat. Przyczyną zgonu był rak przełyku, wywołany paleniem papierosów oraz piciem dużej ilości whisky. Wielbiciele aktora twierdzą, że gdyby żył on współcześnie, również nie stroniłby od „drinków ballantines” i palenia „mocnych, bez filtra”. Tacy twardziele zdarzają się w kinie rzadko, a legendy o nich są nieśmiertelne. Bogart, jak przystało na bożyszcze kobiet, twierdził, że jego słynny cyniczny uśmieszek bierze się z tego, iż rano, po wypiciu paru szklaneczek szkockiej, wkłada odwrotnie buty
i spowodowany tym ból ten tworzy na jego twarzy osobliwy grymas. Ponoć artysta odchodząc z tego świata, wyznał: - „Nie powinienem był zamieniać whisky na martini.” Takich dylematów nie miał nigdy Winston Churchill, który najczęściej był widywany ze szklanką Johnnie Walkera w ręce. Godził się, by do whisky dodawać nieco wody źródlanej, która miała zmniejszyć intensywność działania ukochanego alkoholu (mawiał, że za swą podstawową maksymę uznaje picie przed – po – i w trakcie posiłku). Upodobania żywieniowe nie przeszkodziły Churchillowi w zdobyciu tytułu bohatera narodowego. Dla wielu Brytyjczyków wciąż uchodzi za wzór wszelkich cnót, za idealnego przywódcę rządu.
T.G.
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl